Mam chęć powiedzieć, że ostatnio ciut się zirytowałem. Żyję w dosyć niewielkiej mieścinie, toteż dużo rzeczy nie jest tutaj na tak światowym pułapie jak w sporych metropoliach. Dajmy na to sygnalizacja świetlna na zebrach. Zapewne w sporych aglomeracjach to jest normatyw, ale nie tu gdzie mieszkam. Gdy planujesz przejść na przeciwną stronę drogi, chociażby jeśli nienagannie po pasach, to musisz postać swoje aż jakiś szofer zapragnie cię puścić.
Kierowcy - używajcie lamp w swych autach!
Czasem wypada tak wystawać z kwadrans, bo mnóstwo szoferów czuje się za kółkiem jak szlachcic na zagrodzie i gdzieś ma prostych pieszych. Kłopotem jest wszak to, że niekiedy nie wiadomo czy można przejść, bo nie widać czy samochód pojedzie na wprost czy też bierze zakręt. Po prostu nie można zauważyć w ogóle świateł migaczy. W przyszłości oświetlenie samochodów było projektowane racjonalniej (więcej tutaj). Z kolei teraz coraz bardziej systematycznie widzi się auta, jakie nie mają wcale obrzeżnych migaczy.
Ech te dzisiejsze lampy samochodowe...
Gdyby jeszcze narożne kierunkowskazy były prawidłowo dostrzegalne to nic strasznego. Natomiast w pewnej chwili projektantom aut coś odwaliło, i zapoczątkowali projektować światła samochodów w niejaki dziwaczny sposób. Kto przypomina sobie pojazdy z lat 80'tych ten wie, że migacze za każdym razem były pomarańczowe. I doskonale było widać czy pojazd postanawia zmieniać kierunek. Natomiast współcześnie lampy samochodowe są czasami całkowicie transparentne, zaś żarówki migaczy tak kiepskie, że nie wiadomo czy migają bądź nie. To mnie rzeczywiście irytuje, albowiem nierzadko okazywało się, iż w momencie gdy idę przez drogę to pojazd mimo wszystko skręca.
To jest rzeczywiście pewna z rzeczy jakie mnie szczególnie irytują w nowych samochodach. Prawdopodobnie dlatego akurat zdecydowanie bardziej wolę starsze samochody.